Kasia

Roswell (7)

Poprzednia część Wersja do druku

Następnego dnia rano. Liz wyszła już ze szpitala.
Maria rozmawia z Maxem o całej sprawie w kafeterii.

Maria: A tak swoją drogą, to nie myślałam, że taka z Ciebie świnia!
Max: Sam tego nie wiedziałem!
Maria: Tylko tyle masz do powiedzenia? Jak to się stało?
Max: Tej nocy kiedy Tess z Liz pobiły się i ja odszedłem od Liz…upiłem się, Tess była ze mną i chyba to wtedy!
Maria: Chyba wtedy?
Max: Byłem kompletnie zlany. Nie wiem co się ze mną działo do cholery!
Maria: Dobrze już dobrze! Nie krzycz na mnie!
Max: Przepraszam. Ale jestem załamany!
Maria: Załamany?! Załamana to może być Liz…

W tym momencie przychodzi Liz.

Liz: Przepraszam, że przeszkadzam. Ale muszę coś powiedzieć Marii.
Maria: O co chodzi?
Liz: Właśnie rozmawiałam z mamą o naszych planach i…zgodziła się! Możemy jechać nawet jutro!
Maria: To wspaniale. Moja mama też się zgodziła. Im szybciej wyjedziemy tym lepiej. Spakuj wszystko co niezbędne. Jutro jedziemy!
Max: Wybieracie się gdzieś?
Liz: Nie powinno cię to obchodzić!
Max: Liz proszę, daj się chociaż wytłumaczyć.
Liz: NIE, NIE, NIE, nie wybaczę Ci Max! Zapomnij o mnie.

Liz odchodzi od Maxa i Marii z trudem powstrzymując łzy. Wieczorem Maria mówi Liz co powiedział jej Max…

Liz: To nie zmienia faktu, że będzie miał dziecko z tą… to znaczy z Tess!
Maria: W sumie tak. Ale nie możecie się ciągle kłócić, krzyczeć…trzeba to wszystko jakoś wytłumaczyć.
Liz: Na razie nie chcę z nim rozmawiać. Jak wrócimy to pomyślimy.

Nazajutrz Liz i Maria opuszczają Roswell, ale żegnają się tylko z Alexem. Do reszty napisały krótkie liściki.
List Liz do Maxa.

Max, Nie żegnam się z tobą, bo na razie nie mogę na Ciebie patrzeć! Wyjeżdżam właśnie, dlatego, żeby to wszystko przemyśleć, może nawet zapomnieć jeżeli się uda. A poza tym jeżeli mnie nie będzie to chyba łatwiej będzie Ci związać się z Tess. A to jest teraz najważniejsze. Mam nadzieję, że jak wrócę będę już gotowa i poważnie porozmawiamy "co dalej".
Nie martw się o mnie.
Twoja "na zawsze" Liz


I jeszcze list Marii do Michaela.

Przepraszam Cię, Misiek że się z tobą nie pożegnałam, ale ty przecież nie lubisz długich pożegnań. Chcę żebyś pamiętał, że chociaż jesteś jaki jesteś to bardzo, bardzo Cię kocham i mam nadzieję, że ty też mnie kochasz i przez te dwa miesiące nie zapomnisz o mnie? Czekaj na mnie!
Maria

PS. Przesyłam całusy. I wytłumacz wszystko Isabel.


Dwa miesiące później.
Dziewczyny wracają do Roswell. W kafeterii reszta przyjaciół uszykowała im przyjęcie powitalne! Liz i Maria są bardzo zaskoczone tą niespodzianką. Najpierw dziewczyny witają się ze wszystkimi, a potem, Maria (jak to Maria) zaczyna opowiadać jak było na wycieczce.
Liz jest wykończona podróżą i siada do stolika, przysiada się do niej Max.

Max: Ślicznie wyglądasz.
Liz: Dziękuję. A gdzie Tess? Pewnie już widać brzuch.
Max: Dużo się tu działo kiedy was nie było.
Liz: Co takiego?
Max: Dziecko Tess nie przeżyłoby w ziemskiej atmosferze, dlatego postanowiliśmy wrócić tam…

Max wskazał palcem sufit.

Max: …byliśmy już gotowi do odjazdu gdy Isabel zrezygnowała. Stwierdziła, że nie może zostawić mamy i taty. Po chwili Michael też zrezygnował, powiedział, że nie może zostawić Marii bez pożegnania, że nie potrafiłby bez niej żyć. Kiedy Isabel i Michael wychodzili z kabiny spotkali Kyla, który odkrył, że to Tess zabiła jego ojca…
Liz: Jim Valenti nie żyje?
Max: Niestety. Tess upozorowała wypadek samochodowy, w którym niby to zginął Valenti.
Liz: A dlaczego ona go zabiła? Jakim prawem?
Max: Wymyśliła że szeryf chciał powiedzieć wszystko o nas jakiemuś oddziałowi, który zajmuje się łapaniem "ufoludków". Ale nie wierzę jej.
Po tym wszystkim ja też postanowiłem zostać. Zresztą w ogóle nie miałem ochoty odjeżdżać, nie żegnając się z Tobą…
Liz: Max, ale twoje dziecko?
Max: Nie jestem pewien czy to w ogóle było moje dziecko. Tess chciała nas rozdzielić i udało jej się.
Liz, wiem że pewnie nie chcesz mnie znać, ale tyle razem przeżyliśmy więc chyba możemy być chociaż przyjaciółmi? Potrzebuję rozmów z tobą, bez Ciebie nie mam po co żyć.

Liz spłynęła jedna łza po policzku, potem następna i następna…chwyciła Max za rękę i mocno ścisnęła…on już wiedział, że może liczyć na coś więcej niż przyjaźń


Poprzednia część Wersja do druku