agu84

Mroki Przeszłości (10)

Poprzednia część Wersja do czytania

Mroki Przeszlosci 10


Breakdown!

Let the fun and games begin
She is vain and broken
Skin is cold and white
Such a lovely lonely night

Heaven is on the way
You can feel the hate
but I guess you never will
I'm on a roll again
and I want an end
'cause I feel it creeping in

— Ok., przyjechalismy tu po to, zebyscie nam cos wyjasnili, a jak na razie tylko sie klócicie – Luke przerwal niemile mysli Liz – to w koncu naszej kumpeli odbilo i wybrala sie gdzies z tym punkiem.

— Wyluzuj ziemski chloptasiu. – Ava poklepala go po ramieniu – jeszcze bedziesz zalowal ze tak ci bylo spieszno.


Maria nie chciala tego slyszec, nie chciala tu byc. Miala dosc calego tego szalenstwa. Ava... i co jeszcze? Znowu jakas kosmiczna kabala. Spojrzala w zmieszane oczy Lucas'a. Boze, nie chciala marnowac nastepnego zycia.

— Zaczekaj – Maria polozyla dlon na ramieniu kosmitki. – nie mozemy – rozejrzala sie po twarzach przyjaciól – nie mozemy im powiedziec, nie mozemy ich w to wciagac. Ja nie chce byc odpowiedzialna za kolejna smierc.

— Co, o czym ty mówisz? – Collin byla wyraznie zaszokowana.

— Jesli sie dowiedza, predzej czy pózniej beda musieli uciekac, jak my – Maria nie zwracala uwagi na slowa Collin – Oni nie maja pojecia w co sie pakuja. Po prostu stad chodzmy. – Maria odwrócila sie na piecie i lapiac Liz za reke pospieszyla w strone drzwi.

— STOJ! – glos Jake'a wybil sie ponad protestujace okrzyki niczym grzmot zapowiadajacy burze. – Jesli myslisz, ze mozecie tak po prostu wyjsc to sie grubo mylisz. Nasza przyjaciólka znikla gdzies z punkiem. A jesli cos jej sie stalo???

— Jestem cala i zdrowa Jake – wszyscy jak na komende obrócili sie w strone drzwi. W obszernym holu stala Sophie, a tuz obok niej Rath.

Jako pierwsza zareagowala Collin. Podbiegla do przyjaciólki i usciskala ja. Luke spogladal od Ratha do Michaela, nie mogac uwierzyc jak podobni, a jednak jak bardzo sa rozni.

— Wiec jestescie bracmi, tak? – jednak odpowiedziala mu tylko cisza.

— Nie, oni nie sa bracmi, a przynajmniej nie w prawdziwym znaczeniu tego slowa. . – Avie znudzilo sie czekanie – Oni sa jednym.

— Jednym? O czym ty do diabla mówisz?! – Lucas nie wytrzymal.

— Widzisz Luke, jakby ci to powiedziec... – mimo tego co mówila, Sophie nie miala zadnych watpliwosci – ... oni sa kosmitami, a wlasciwie klonami jednego kosmity, dlatego wygladaja tak samo – Luke mial nadzieje, ze dziewczyna zartuje, jednak nie zobaczyl usmiechu na jej ustach ani tym bardziej w jej oczach. – Niestety reszty nie znam, czekam az Rath skonczy mi tlumaczyc. – Soph odwrócila sie w strone chlopaka, jednak ten nie zdazyl nawet otworzyc ust. Uprzedzila go Ava.

— Wszystko sie zgadza siostro, tylko jedna mala poprawka. Nie tylko oni dwaj sa kosmitami. – Ava spojrzala w kierunku Max'a, Liz i Kyle'a. – Ta trojka tez nie jest calkiem z tej Ziemi, o mnie juz nie wspominajac. I jak dowodza moje wizje i cala ta sytuacja, ty tez zaliczasz sie do zielonych. – ironiczny usmiech zagoscil na ustach dziewczyny.

— Jest tylko jeden maly problem, ja urodzilam sie tutaj, na Ziemi – wyraznie widac bylo, ze Soph wrócil dawny humor. Zimne oczy spogladaly na kosmitke.

— To nieistotny szczegól. Tylko zebys nie myslala, ze ja sie tu rozczulam, bo znalazlam kolejnego czlonka mojej kosmicznej rodzinki. Juz na Antarze oznaczalas klopoty. Kto wie co sie stanie jesli twoja moc odrodzi sie na tej planecie.

— Zaczekajcie, STOP! O czym wy mówicie?! – Luke czul sie jak robak na którego nikt nie zwraca uwagi. Wreszcie jego krzyk zdolal przerwac slowna potyczke miedzy dziewczynami.

— Pozwól sobie wytlumaczyc. Ten oto tutaj Max – Kyle podjal sie zadania – dzis po czesci czlowiek, kiedys byl Antaryjskim królem Zanem. – Chlopak szybko wprowadzil reszte w historie Królewskiej Czwórki. Tylko pobieznie opowiedzial o Antarze i Kivarze, skupiajac sie bardziej na czasach wspólczesnych. Objasnil co takiego dzialo sie przez ostatnie trzy lata w Roswell. Na wspomnienie o morderstwie Zana ("Nieszczesliwy wypadek" – poprawil Rath) oczy Avy zaszklily sie od dawno przelanych lez. Kiedy Kyle doszedl do konca swojej opowiesci kompletna cisza zalegla w calym pomieszczeniu.

Przerwala ja dopiero Collin

— OK., powiedzmy, ze to wszystko to prawda. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce Sophie?

— Tu zaczyna sie zadanie Avy, bo ja nie mam o tym najmniejszego pojecia. – Kyle zerknal na kosmitke.

— Nie jestem w stanie opowiedziec wam wszystkiego. – slowa Avy skierowane byly do wszystkich, jednak jej spojrzenie nie opuszczalo Maxa – Pamietam tylko poszczególne wydarzenia, oderwane obrazy. Pamietam dzien w którym zginelismy. To byl dzien naszego slubu.

BLYSK

Ava stala na balkonie. Powoli wschodzace slonce rozswietlalo jej twarz. Karmazynowe jezioro rozciagalo sie az po horyzont. To tutaj sie poznali. Na ustach ksiezniczki goscil tajemniczy usmiech. Dla wielu ludzi dzisiejszy dzien byl ciagle szokiem. Kiedy oglosili swoje plany posród bardziej wplywowych Antarian wywolaly one oburzenie. Owszem, dziewczyna byla ladna, i owszem, bylo to w pewien sposób madre politycznie posuniecie. Nie zmienilo to jednak faktu, ze byla to zdrada. Jakim prawem? – pytali co odwazniejsi. Jednak dla Zana nie liczylo sie ich zdanie. Chcial miec ja i koniec. Dzis jego wola zostanie wypelniona. Dzis Ava zostanie mu zaslubiona.

BLYSK

Królowa Matka byla dla niej prawdziwym wsparciem. Ava zawsze mogla liczyc na jej porade, a kiedy dochodzilo do starc z Vilandra, Królowa wszystko lagodzila. Nawet teraz byla z nia, pomagala z suknia slubna, mimo, ze wedlug tradycji to Vilandra miala tu byc. A tak wlasciwie to gdzie podziewa sie Lonnie? Ava zdala sobie sprawe, ze prawie juz jej nie widuje. Rath tez gdzies zniknal, doprowadzajac Zana do obledu. Cóz, ich strata. Przynajmniej Lerek przybedzie. To oznacza, ze moze wreszcie jej wybaczyl ucieczke. Ava nie chciala aby na ceremonii zabraklo jej brata.


BLYSK

— Lerek byl twoim bratem? – Max przerwal opowiesc Avy.

— Nie mów, ze nie wiedziales. To on nas poznal, choc zapewne nie przypuszczal jakie beda tego skutki.

— Lerek byl moim przyjacielem, a jednak nie popieral naszego malzenstwa. Dlaczego?

— Jak juz mówilam, nie pamietam wszystkiego. Chcesz uslyszec dalsza czesc?

— Tak, kontynuuj – Max zapewnil dziewczyne, modlac sie w duchu aby zaraz sie nie okazalo, ze moze Michael i Kivar sa bracmi.

BLYSK

Kiedy Ava stanela u otwartych wrót swiatyni az dech jej zaparlo. Nigdy nie przypuszczala, ze moze tu byc az tak pieknie. Do tego swietego miejsca nie ma wstepu nikt spoza planety, a nawet Antaryjczycy maja okazje przyjsc tutaj tylko w czasie zaslubin rodziny królewskiej. Cale to miejsce bylo owiane legenda. Juz jako mala dziewczynka, ksiezniczka marzyla o slubie w tej katedrze. A dzis niemozliwe staje sie rzeczywistoscia.

BLYSK

Maszerujac glówna nawa kosciola Ava z trudnoscia rejestrowala otaczajacy ja tlum i bogactwo. Wszystkie jej mysli zagluszone byly prze krew tetniaca w zylach. Oczy ksiezniczki skierowane byly na mezczyzne przy oltarzu. Zan wygladal niesamowicie w mundurze króla i glównodowodzacego. Taki majestatyczny i meski. Jego oczy skupione byly na jej twarzy, jakby nie byl pewny, ze to sie naprawde dzieje. Kiedy wreszcie stanela przed nim ujal jej dlonie w swoje i delikatnie ucalowal oba przeguby, szepczac: "Moja Królowa". Kolana sie pod nia ugiely kiedy poczula jego gorace usta i oddech. Lekkie chrzakniecie kaplana przywrócilo ich do rzeczywistosci. Ceremonia sie rozpoczela.

BLYSK

— OK., wszystko pieknie, ladnie, ale dalej nic nie wspomnialas o Soph. – odezwal sie po raz pierwszy Jake. W tym momencie chlopak nie byl okazem cierpliwosci.

— Jakby nikt mi nie przerywal juz dawno bym skonczyla. Chryste, wezcie sobie na wstrzymanie. Poza tym wierz mi, nie bedziecie zadowoleni jak skoncze.

BLYSK

— Milosc zlaczyla tych dwoje, a swiete prawa przyniosa im szczescie wieczne. Oto maz i zona. Oto Król Zan i Królowa Ava! – slowa kaplana wywolaly aplauz posród zgromadzonych gosci. Ludzie wiwatowali na czesc mlodej pary. Nikt nie odwazyl sie pokazac strachu i niepewnosci, które czaily sie na dnie serca.

Nagle drzwi swiatyni wylecialy z hukiem z zawiasów, roztrzaskujac sie o kamienna podloge nawy glównej. Swiatlosc porazila zebranych, wypalajac zrenice. Ogluszajacy halas rozrywal bebenki, wdzieral sie w kazda komórke mózgu, powoli usmiercajac. Jak przez mgle Ava zobaczyla postac, jedyna postac która jeszcze stala. Ksiezniczka chciala krzyczec, blagac o pomoc. Jednak gdy postac zblizyla sie, Ave porazila swiadomosc, ze to juz koniec. Ta osoba nie przyszla tu, zeby ich ratowac. To ta osoba byla przyczyna ich cierpienia i zaglady. Byla ich Nemezis.

— Zabiles wszystko co kochalam Królu. Teraz za to placisz.

Nie, tak nie moze byc. Przeciez mialo byc tak wspaniale. Ava ostatkiem sil obrócila glowe zagladajac w martwe oczy ukochanego. Ciagle sciskala jego dlon w swojej.

— Zan, ja... – nie zdolala dokonczyc. Umarla.





Poprzednia część Wersja do czytania